KAMERDYNER

reż. Filip Bajon, muz. Antoni Komasa Łazarkiewicz

film fabularny, prod. Polska, 2018, 141 min.

Akcja filmu opowiada historię pruskiego rodu von Krauss zamieszkującego w okolicy Pucka, jak również miłości pomiędzy kaszubskim chłopcem Mateuszem a niemiecką arystokratką Maritą i rozgrywa się w latach 1900-1945. Scenariusz ukazuje powikłane losy trzech nacji zamieszkujących dawne polsko-niemieckie pogranicze na północnych Kaszubach, na którym linia granicy wytyczonej w Wersalu po I wojnie światowej podzieliła nie tylko ziemię, lecz także ludzi: Niemców, Kaszubów, Polaków, będąc przyczyną waśni, a często nienawiści. Film ukazuje skomplikowane postawy i wybory, których mieszkający tu ludzie musieli dokonywać. Pruska antypolskość walczyła z kaszubskim patriotyzmem, co w 1939 roku zakończyło się masowym mordem popełnionym na tysiącach Kaszubów w lasach pod Piaśnicą.

 

ŁUKASZ MACIEJEWSKI O FILMIE ,,KAMEDRYNER”:

ZMIERZCH NASZYCH BOGÓW

„Kamerdyner” przypomina o kinie, którego prawie już w Polsce nie ma. Wizjonerskim, wizualnym i zmysłowym. Filip Bajon, jeden z rekordzistów jeśli idzie o ilość nagród na festiwalu w Gdyni (odbierał zasłużone trofea za „Arię dla atlety”, „Wizję lokalną 1901”, „Wahadełko”, „Magnata” i za  „Poznań ’56”) dokonał czegoś, w co wielu widzów nie wierzyło. Stworzył wielki kostiumowy fresk, zrealizowany z dbałością, reżyserską pewnością, z zaangażowaniem wielu członków ekip.

To film dedykowany Kaszubom, ich historii i skomplikowanym losom, w których odbija się historia i skomplikowanie nas wszystkich – aż do dzisiaj. I, co ważniejsze, Bajon w „Kamerdynerze” tłumaczy i wyjaśnia skąd biorą się wieczne polskie animozje, bezwolność i namiętności. I dlaczego wszystko zawsze idzie razem, obok siebie.

W sadze Bajona rozpiętej na sześć dekad, urzekają kostiumy, klimat fin de siecle’u i wojenna groza, mocno zapadają w pamięci poszczególne sceny, ale i narastająca groza sytuacji bez wyjścia. Oglądamy dusznych sześć dekad naszej historii: kończy się pierwsza wojna, Polska odzyskuje niepodległość, Kaszubi walczą o przyłączenie Pomorza do Rzeczypospolitej, dalej mord w Piaśnicy, zajęcie ziem przez czerwonoarmistów.

Filip Bajon, od czasów „Magnata” najzdolniejszy polski uczeń Viscontiego, stworzył własny wariant „Zmierzchu Bogów”. Zawsze krańcowość, zawsze kompromisy, brak solidarności i zdecydowania. Oto polski charakter zderzony z charakterem kaszubskim i niemieckim. I nie ma żadnej złotej diagnozy, złotego środka. Wszystko się ze sobą przelewa, zamyka, zastyga w chocholim tańcu – chociaż u Bajona i jego arcyzdolnego operatora, Łukasza Gutta, malarski chochoł jest bardziej spod znaku malarstwa Turnera i Boznańskiej, niż rustykalizmu Axentowicza czy Chełmońskiego.

Ten film unoszony fenomenalną muzyką Antoniego Komasy-Łazarkiewicza, już w tym momencie głównego faworyta do nagrody w swojej kategorii, płynie. Kadry są malarskie, niektóre sceny – jak mord w Piaśnicy – uderzają wprost frenetycznym talentem inscenizatora, a wielowątkowej, doborowej obsadzie na plan pierwszy wysuwa się Anna Radwan która w najpełniejszej kreacji w filmie, strażniczki rodu Gerdy von Krauss, aktorsko uwiarygadnia trwanie. To jest postawa jak z prozy Wiesława Myśliwskiego. Człowiek wszystko musi przetrwać, żeby zrozumieć. Przetrwać żeby żyć. A potem nawet przetrwać ubytek tego życia. Gerda trwa z zaciśniętymi zębami. Widzi świat, ale jej oczy są matowe. Boi się czułości, ponieważ wie, że to nie jest kraj dla czułych ludzi.

Obok wybitnej roli Radwan, kreacje stworzyli – Sebastian Fabijański i Marianna Zydek w rolach młodych, zakochanych w sobie ludzi, błyszczą także dawno nieoglądana w kinie Kamilla Baar i Marcel Sabat (aktor jakby żywcem wyjęty z kina Viscontiego).

Premierowy pokaz „Kamerdynera” na festiwalu w Gdyni zakończył się wielominutową owacją. Zasłużoną.

Łukasz Maciejewski

Źródło: Onet