WILKOŁAK

reż. Adrian Panek, muz. Antoni Komasa-Łazarkiewicz

film fabularny, prod. Polska, Holandia, Niemcy, 2018, 88 min.

Akcja filmu rozgrywa się latem 1945 roku. Dla ośmiorga dzieci, wyzwolonych z obozu Gross-Rosen, zostaje utworzony prowizoryczny sierociniec w opuszczonym pałacu wśród lasów. Ich opiekunką staje się dwudziestoletnia Hanka, również była więźniarka. Po okropieństwach obozu bohaterowie powoli odzyskują resztki straconego dzieciństwa, jednak koszmar szybko do nich powraca. W okolicznych lasach krążą obozowe wilczury. Wypuszczone przez esesmanów przed wyzwoleniem Gross-Rosen, wygłodzone i zdziczałe zwierzęta osaczają pałac w poszukiwaniu pożywienia. W przerażonych dzieciach uruchamia się obozowy instynkt przetrwania.

 

ŁUKASZ MACIEJEWSKI O FILMIE ,,WILKOŁAK”:

KRAWĘDŹ GROZY

Pełnometrażowy debiut Adriana Panka z 2011 roku, „Daas”, był zapowiedzią nowego, bardzo ciekawego głosu w polskim kinie. Pokazywał reżysera świadomego formy w kinie, budującego  własny styl, ale i zainteresowanego niecodzienną tematyką – mistyfikacjami, kinem kostiumowym a rebours, oryginalnym splotem perwersji i moralistyki. Po latach Panek powraca do Gdyni z „Wilkołakiem”, filmem wysokiego ryzyka artystycznego i bezkompromisowej wiary we współuczestnictwo widza.

„Wilkołak” wyłamuje się definicjom. Horror, utopia, thriller, filozoficzny esej? Wszystko jednocześnie. Inspiracja „Władcą much” Williama Goldinga jest w nowym filmie twórcy „Daas” oczywista, ale chodzi o twórcze rozwinięcie idei pisarza.

Golding tak pisał o małoletnim bohaterze, o Ralfie: „Zapomniał o ranach, głodzie i pragnieniu, przemienił się cały w strach, beznadziejny strach na skrzydlatych nogach, mknących przez las ku odkrytej plaży. Przed oczami latały mu plamy, które zmieniały się w czerwone koła a potem rozszerzały szybko i nikły gdzieś za nim. Niosące go jakby cudze nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa i krzyki przybliżały się jak krawędź grozy, sięgająca niemal jego głowy” (tłumaczenie Wacława Niepokólczyckiego).

W dziecięcej odysei Panka liczy się to właśnie – krawędź grozy. Jeszcze nie przepaść, jeszcze nie śmierć, ale już blisko, tuż tuż. Zło czai się za rogiem, kąsa szyję.

Adrian Panek umieścił akcję swojego filmu w drugiej połowie 1945 roku. Wojny już prawie nie widać, jest jednak w przerażonych oczach, w instynktach, w głodzie. „Krawędź grozy” to właśnie wojna. Ośmioro dzieci wyzwolonych z obozu Gross-Rosen trafia do nieco fantasmagorycznego sierocińca w środku lasu. To jednak nie tylko sierociniec, także swego rodzaju mityczne schronienie które staje się również więzieniem. Schronem tymczasowym, ponieważ zagrożenie pojawia się z zewnątrz i wydaje się coraz groźniejsze. Zaczynają się zniknięcia, ukąszenia, moralitet  zamienia się horror, a tytułowy wilkołak nie jest bynajmniej figurą li tylko stylistyczną.

Film Panka to unikat. Kino pozwalające sobie na komfort dysonansu poznawczego. Nic nie jest takie, jak się wydaje. Reżyser nie daje tezy, nie buduje linearnej narracji, nie zależy mu na wyjaśnieniu wszelkich zagadek. Liczy się coś innego. W „Wilkołaku” Panek buduje swoją opowieść rytmem. To rytm miejscami kakofoniczny, zbaczający z jasno określonych celów, zadający widzowi pytania, ale nie dający właściwie żadnych gotowych odpowiedzi. Oglądając wyrafinowane kadry Dominika Danilczyka kilka razy pomyślałem, że nie nadążam, gubię się w tym rytmie, nie rozumiem go. A potem odpowiedziałem sam sobie, że tak właśnie powinno być, tak jest lepiej. Widz powinien nie wiedzieć. Powinien szukać, gubić się w tym gąszczu, czy raczej leśnej kniei mając ze łże-przedowników grupę zaskakująco świetnie poprowadzonych dzieciaków (Kamil Polnisiak, Nicolas Przygoda, wybitna Sonia Mietielica), a w pierwszej części filmu również Danutę Stenkę w bardzo nietypowej, trudnej roli.

Święty Augustyn pisał, że „ zło jest brakiem dobra”. W „Wilkołaku” który w istocie jest opowieścią o zarażeniu złem, zarówno ludzie i zwierzęta chorują na tę samą przypadłość. Wirus złego czasu. Dżumę ubytku dobra. Ale tkwią na krawędzi, na krawędzi grozy, to jeszcze nie jest dół.

Łukasz Maciejewski

źródło: Onet